O takiej metodzie oczyszczania twarzy z makijażu dowiedziałam się jakiś czas temu dzięki firmie Etude House i jej Real Art Oil o którym pisałam TUTAJ.
Powiem, że olejek Etude House przypadł mi do gustu jednak jego dostępność nie bardzo do mnie przemówiła. bardzo żałuję, że na wszystkie "wynalazki" pielęgnacyjne z Korei musimy czekać lata świetlne a chciałabym już ;) Postanowiłam znaleźć alternatywę dla koreańskiego giganta na początek trafiło na Bielendę (która wstyd się przyznać wciąż oczekuje na recenzję) następnie na Biochemię Urody i jej olejek myjący- drzewo herbaciane.
Na stronie BU możemy przeczytać: "Drzewo herbaciane (Melaleuca Alternifolia) to wiecznie-zielone, średniej wielkości drzewo, występujące głównie w Australii. Drzewo to nie ma nic wspólnego z herbatą,
nazwa 'drzewo herbaciane' została mu nadana przez Kapitana Cooka i
innych brytyjskich kolonizatorów Australii, którzy na wzór Aborygenów
używali listków do parzenia aromatycznego napoju zastępującego herbatę.
Olejek drzewka herbacianego wykazuje działanie antyseptyczne, antybakteryjne, antywirusowe, przeciwgrzybicze oraz działa łagodząco i przeciwzapalnie. Polecany jest w przypadku cery tłustej, trądzikowej oraz przy skłonnościach do wyprysków, podrażnień i stanów zapalnych skóry.
Od strony aromatycznej, zapach olejku działa na organizm uspokajająco, łagodzi zdenerwowanie i napięcie." Ponieważ moja skóra jest niczym nastolatki mimo, że wiek już nastoletni nie jest to działanie antybakteryjne przemówiło do mnie i nabyłam olejek.
Moje wrażenie:
Na stronie BU znajdziemy wszelkie informacje jak taki olejek używać, najlepiej na zwilżone dłonie wylać kilka kropel rozetrzeć je w dłoniach i przystąpić do demakijażu. Olejek będzie bezpieczny również na okolice oka. Czyli zastosowanie zbliżone do jego koreańskiego brata jednak działanie nie bardzo.
W moim odczuciu olejek BU jest bardziej tępy, ciężko mi było zmyć go z twarzy, wcale tak wspaniale nie zmywał makijażu jak powinien i ogólnie okazał się wielkim rozczarowaniem. Butelka jest mało funkcjonalna, potem przelałam go do butelki po Etude House.
Temu produktowi do koreańskiego odpowiednika jest tak samo blisko jak z Ziemi na Wenus.
Niestety nie udało mi się znaleźć odpowiednika Real Art Oil mimo, że liczyłam na to, że "cudze chwalicie swego nie znacie" jednak nie w tym przypadku.
W sumie opakowanie również nie zachęca :(
OdpowiedzUsuńZdecydowanie.
UsuńJa bardzo lubię ten olejek. Nigdy nie miałam problemu, żeby zmyć nim makijaż i oczyścić twarz :) Muszę przyznać, że nigdy nie próbowałam olejku z innej firmy i nie mam porównania. Jeśli chodzi o butelkę, to zgadzam się z Tobą- ale zauważyłam, że ogólnie opakowania mają niedopracowane i słabej jakości...
OdpowiedzUsuńJa ciągle szukam tego "mojego" olejku do demakijażu ale jeszcze nie znalazłam zastępcy tego z Etude House.
UsuńKusi mnie wersja pomarańczowa, ale po takiej recenzji nie wiem czy się zdecyduję... Mam olejek z Bielendy, ale to głównie parafina, więc zużyję co mam i ponownie na pewno nie kupię.
OdpowiedzUsuńJa tym z Bielendy myłam pędzle do czegoś zużyć go musiałam, ale również nie byłam pod jego wrażeniem.
UsuńBardzo lubię ten olejek, kończę już drugie opakowanie. Przy czym prawie zawsze używam go w zestawie z pianką do mycia twarzy, a wtedy jest świetny. Nabrałam teraz ochoty, żeby wypróbować ten azjatycki olejek!
OdpowiedzUsuńJa zaś z kolei myślę, że może powinnam dać mu drugą szansę skoro mówisz, że taki fajny :)
Usuń