piątek, 24 lipca 2015

Avon extra Lasting Eyeliner w odcieniu Bronze


"Super trwały eyeliner w płynie. Ultradelikatna elastyczna końcówka zapewnia maksymalną precyzję podczas aplikacji. Rysuje wyraźne kreski o intensywnych kolorach. Jest odporny na ścieranie i rozmazywanie." Tyle mówi na jej temat producent czyli znana wszystkim marka Avon, która sprzedaje swoje produkty za pomocą katalogów ale widziałam już i sklep w stacjonarny w Złotych tarasach więc chyba wyszła "do ludzi". Jeśli chodzi o moją opinię o tej marce to nie przepadam za nią nie jest tak, że z bijącym sercem czekam na nowy katalog lub mam jakieś swoje must have znajdujące się jedynie w ofercie tej firmy. Nie lubię perfum z Avonu ani tuszy o już i tak mam.
Co do tego produktu zachwalała go kiedyż na YT Hania Knopińska   i nie był to jeszcze kanał Avonowski więc skusiłam się na niego czy żałuję? O tym za chwilę.

Opakowanie to dość poręczny kałamarz oraz zakrętka zakończona aplikatorem. Wydawało mi się, że niemożliwe jest aby umalować sobie takim sztywnym aplikatorem oko. Dlatego nanosiłam eyeliner na metalową płytkę i skośnym pędzlem na oko, jednak jednego dnia spróbowałam i aplikator okazał się być całkiem wygodny dlatego moje obawy okaząły się nie uzasadnione.


Kolor to piękny połyskujący brąz idealny na lato. 
+ Trwałość bardzo dobra wytrzymał ponad 9 godzin w upale bez żadnych uszczerbków. 
+ Konsystencja dobra nie za rzadka nie za gęsta.
+ Wygodny aplikator.
+ Poręczne opakowanie.
+ Nie uczulił, ani nie podrażnił.

Co do minusów to dla mnie dystrybucja. 
Denerwują mnie firmy katalogowe sprawiające wrażenie jakiejś ekskluzywności gdyż dostępne są tylko dzięki tej "magicznej" książce jaką jest katalog. Nie ważne dla mnie czy firma jest drogeryjna jak Avon czy z wyższej półki jak Mary Kay (ciekawe czy jest ktoś zainteresowany bym opisała moje spotkanie z konsultantką tej firmy oraz moje doznania po takowym spotkaniu?) ważne jest to, że nie widzę produktu nie mam testera i w imię wyjątkowości kupuję w ciemno często źle. Sam pomysł na ten chwyt marketingowy, że jak już wzięłaś ten katalog to gdzieś wewnątrz Ciebie może budzić się poczucie, że trzeba coś zamówić, nie ważne co: cokolwiek. Jest to dla mnie ta strategia marketingowa jest tak toporna że się na mnie nie sprawdza ale widziałam dziewczyny na których się sprawdzało. 
Wracając do tematu zakupu z Avonu tego eyelinera nie żałuje, jestem z niego zadowolona.

Co do efektu na oku prezentuje się on tak:






Tusz Clinique High Impact Curling Mascara
Okolica pod okiem przypudrowana Gurlain Meteoryty 02 Clair

wtorek, 21 lipca 2015

Podróże całkiem subiektywnie: Berlin

Dziś czas na post opisujący moje dwa tygodnie pobytu w Niemczech. post jest całkiem subiektywny i pokazuje mój punkt widzenia. Zapraszam

Jakiś czas temu wybrałam się na dwa tygodnie do stolicy Niemiec czyli do Berlina, zaznaczę że mieszkam na Mazowszu i styczności z Naszymi zachodnimi sąsiadami miałam nie wiele więcej niż dzięki telewizji (lub jak byłam na wakacjach nad polskim morzem). Języka nie znam, uprzedzeń nie mam za to jechałam ze świeżymi wspomnieniami z Malezji i miałam przeświadczenie, że Berlin rzuci mnie na kolana swą cudownością (poniekąd rzucił , ale o tym za chwilę)

Jako środek transportu wybrałam PKP Intercity i w 5 godzin byłam na Berlin Hauptbahnhof sama zaskoczona byłam, że jedynie kilka godzin i już jestem w stolicy jednego z bogatszych państw UE. W tym miejscu muszę pochwalić wspaniałą aplikację na telefon umożliwiającą zamówienie taksówki Talixo dzięki niej już poprzedniego dnia miałam zamówiona taksówkę z pod stacji prosto do hotelu. A kiedy jeszcze byłam w pociągu dostałam wiadomość z miejscem gdzie mam czekać na taksówkę (razem z wyznaczeniem trasy typu: " po wyjściu z pociągu skręć w prawo kieruj się na...") oraz z nr rejestracyjnym pojazdu jak również z nazwiskiem kierowcy. Czapki z głów! Jedynym maleńkim minusem może być fakt, że płacimy używając karty kredytowej zaraz po zamówieniu. 
O hotelu nie będę pisać, bo to bajka standard. Znajomość angielskiego wszędzie w hotelu wydała mi się oczywistością do czasu, aż wybrałam się wraz z narzeczonym na kolację do jakiejś restauracji (oboje nie mówimy po niemiecku) Pani łaskawie dała nam kartę w jęz angielskim ale nie wiele umiała powiedzieć nie mówiąc o tym, że próbowała zrobić z nas debili wydając nam za małą resztę, nawet jeśli chciała napiwek. Mój pierwszy dzień pobytu naznaczony był już cieniem.
Przejdźmy więc do bardziej szczegółowego opisu mego pobytu.Na pierwszy ogień pójdzie:

Znajomość innego języka niż niemiecki 
Język angielski to jakaś enigma dla obsługi prawie wszędzie poza hotelem. Najlepsza była Pani, w aptece która mówiła z silnym rosyjskim akcentem po niemiecku ja jej odpowiadałam po angielsku gdyż konwersacja była prosta w stylu "dwie aspiryny" tyle to po niemiecku nawet ja zrozumiem, kiedy poprosiłam po ang o leki na kaszel Pani z przerażeniem zapytała mnie czy jestem Polką i przeszła na rosyjski i chwała jej za to. Dzięki temu mogłam sfinalizować zakup bardziej skomplikowanych medykamentów. 
 W zasadzie mogłam się zorientować, że tak będzie a oto dlaczego. w tym samym przedziale co ja jechał Rosjanin perfekcyjnie mówiący po niemiecku (Przynajmniej na moje ucho :P ) kiedy wysiadałam pomógł mi zdjąć walizkę i powiedział coś po niemiecku przeprosiłam go a pan z uśmiechem zapytał mnie czy nie mówię po niemiecku kiedy potwierdziłam powiedział co zrozumiałam z kontekstu " Życzę Ci miłego pobytu w Niemczech" po czym powtórzył po Rosyjsku. Podziękowałam mu słyszałam, że w Niemczech znajomość angielskiego jest znikoma ale miałam nadzieję, bo jak wiadomo Nadzieja umiera ostatnia.
Kolejną przygodę przeżyłam w Rossmanie gdzie pytałam Pani ekspedientki po ang a ona odpowiadała mi po niemiecku rozumiejąc piąte przez dziesiąte widziałam, że rozumie pytanie ale w innym języku mi nie odpowie. Ponadto skierowała mnie na piętro -1 gdzie kolejna Pani po zapytaniu o to samo i kolejnym cyrku z odpowiadaniem po niemiecku skierowała mnie z powrotem na piętro 0 gdzie jeszcze inna pani odesłała mnie na -1 nikogo nie zdziwię jak powiem, że zdenerwowana wyszłam.  Pierwszy minus

Zakupy

Jadąc do Berlina nastawiłam się, że kupię sobie paletkę Too Faced Semi-Sweet jakie było moje zaskoczenie, że nawet tej jednej standardowej dostępnej w  Polsce w Niemczech nie dostanę. Wiem, że może to moja wina iż wyobrażałam sobie, że Berlin okaże się dla mnie kosmetycznym rajem jak prawie każda drogeria w Malezji, że "zaatakują" mnie produkty nie dostępne w Polsce a tymczasem nie spotkałam nawet "głupiego" Rimmela, a wydawało mi się, że na zachodzie będzie wszystko, szok. Drugi minus.
 (Jeśli chodzi o moje zakupy w Berlinie pokazałam je TUTAJ oraz TUTAJ a same drogerie i "cuda zachodniej europy" uważam za przereklamowane.)

Jedzenie

 Kuchnia niby podobna do polskiej tylko wszystko dwa razy bardziej słone. W hotelu (nie chcę szpanować ilością gwiazdek ale powiedzmy sobie z kategorii najdroższej) śniadanie w przeliczeniu na zł wyszło 440 od osoby a wybór nie powalił. Najbardziej uwiódł mnie stół z napisem"lokalne przysmaki" wzięłam ser i wędlinę, która na pierwszy rzut oka wyglądała jak mortadela. Ale jak mortadela przysmakiem regionalnym? Przecież to mięsny MOM i badziew nie może być, a jednak mortadela. Kolejnym zadziwieniem dla mnie jest currywurst takiej ohydy nie jadłam dawno mimo, iż wybrałam się specjalnie do zachwalanego miejsca (nie pamiętam nazwy). Serio?? Kiełbasa z ketchupem i posypana curry to taki rarytas? Trzymajcie mnie. Z resztą ta obecna wszędzie kiełbasa była mniej smaczna niż typowa polska kiełbacha więc nie wiem jak można się zachwycać za słoną, słabo doprawioną kiełbasą. Całe dwa tygodnie stołowaliśmy się we włoskiej knajpie a raz w tajskiej. Mimo smacznego piwa- Trzeci minus. Dla porównania mogę wspomnieć malezyjskie pyszności, którymi mogłabym się zajadać KLIK.




Zwiedzanie

Tu trzeba przyznać, że Berlin ma się czym pochwalić: kościoły, muzea oraz inne atrakcje. Przyznam się szczerze, że nie zobaczyłam nawet 1/4 którą warto. Skupiłam się wyłącznie na wyspie muzeów z czego zobaczyłam jedynie dwa na których bardzo mi zależało. Czyli:

 Neues Museum



Gdzie zebrano eksponaty sztuki egipskiej ze sławnym popiersiem Nefretete, którego nie można fotografować. Muzeum posiada naprawdę bogatą kolekcję starożytności, posiada w swoich zbiorach eksponaty, które tworzyły historię ludzkości - warto zobaczyć.


Muzeum Pergamońskie



Muzeum nazwane tak ze względu na zrekonstruowany ołtarz Zeusa z Pergamonu, który akurat jest w renowacji lecz nic to w zasadzie poszłam do niego tylko i wyłącznie ze względu na Bramę Isztar, która częściowo była w renowacji co widać na zdjęciu powyżej ;)


Zobaczenie tej bramy to jedno z marzeń mojego "dzieciństwa". Jest to dziedzictwo światowe i przynajmniej mamy pewność, że tak jak szczątki Niniwy nie zostanie wysadzona w powietrze (oby). Jest również zdecydowanie łatwiej dostępna od nich.

Kolekcja zebranych tam eksponatów to  m.in Sumer, Niniwa, Asyria, Babilon.


 Większość ze znajdujących się tam eksponatów kojarzę z książek do historii oraz programów o starożytności, które po prostu uwielbiam. jest to dziedzictwo oraz dobro światowe (wiem powtarzam się). Część historii ludzkości z pierwszych cywilizacji na świecie jest na wyciągnięcie ręki gdyż jedynie 5 godzin z Warszawy pociągiem.  Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że kiedykolwiek zobaczę te cuda na własne oczy, teraz pozostało mi tylko British Museum. Jeśli chodzi o eksponaty, jestem zachwycona. Nie byłabym sobą gdybym w tym miejscu nie powiedziała, że zaskoczył mnie fakt iż wiele eksponatów posiada jedynie opis w jęz. niemieckim, jednak tym razem dla mnie to nie minus. Ogromny plus za muzea, niestety zobaczyłam tylko dwa swoje upragnione a i tak zajęło mi to 2 dni.

Na koniec odrobina rozrywki czyli Madame Tussauds nie byłam nigdy w Londynie więc kiedy nadarzyła się okazja czemu nie.



Był to relaksujący czas aczkolwiek niektóre figury nie przypominały swoich prototypów, oraz wiele z nich było niemieckimi gwiazdami, których ja nie znam zupełnie. Dzięki nadchodzącym nowym Gwiezdnym Wojną mogłam poczuć się jak dziecko i strzelić sobie fotkę z Yodą ;)


W moim odczuciu jedynie muzea oraz ich bogata ekspozycja uratowała Berlin przed zapisaniem się w mej pamięci jako okropnego i nie wartego zachodu.
Nie wiem czy jestem jedyna, która ma takie odczucia? Na ten czas moje wakacyjne podróże zakończone, może zbiorę się w sobie i napiszę kolejne notki z podróży wakacyjnych ;)

Ponieważ trwa sezon urlopowy życzę wszystkim udającym się na urlop bądź na urlopie się znajdującym wspaniałego odpoczynku i naładowania baterii na cały nadchodzący rok. Trzymajcie się kochani!

poniedziałek, 20 lipca 2015

Odrobina luksusu. Meteoryty Gurlain


Chyba większości z Nas obiły się o uszy słynne meteoryty od Gurlain. Powiem, że był to jeden z wysokich i ekskluzywnych produktów które nabyłam, co prawda nie sobie a mojej mamie lecz jednak. Patrząc na ten produkt możemy się spodziewać, że cena będzie z kosmosu i tak wg mnie jest 249 zł jednak nie żałuje ani jednej złotówki. Co prawda nie należą one do mnie a do mamy, której kupiłam to cudo na lotnisku w Paryżu na którym mam nadzieje moja stopa nie postanie po raz kolejny. 

Sam opis tego produktu na stronie Sephory sprawia, że gdybym miała pieniądze kupiłabym go jeszcze raz. "W 1987 roku, Guerlain wykorzystał walory pudru sypkiego w konstelacji wielobarwnych pereł, które pozwalają ukazać pełnię blasku każdej cery. Ich delikatna tekstura i niezrównany zapach fiołków sprawiają, że Météorites osiągnęły status kultowego kosmetyku. Dziś, Météorites posiadły tajemnicę technologii pyłu Gwiezdnego – polimera, który odbija światło, przekształcając promieniowanie niewidoczne dla ludzkiego oka w czysty i nieskończony blask. 
Korygujące odcienie Météorites wyrównują koloryt cery : wrzos podejmuje grę ze światłem, róż nadaje cerze młodzieńczy blask, żółty zaś rozświetla ją i tuszuje zaczerwienienia. Olśniewające perły łagodzą intensywność odcieni i harmonijnie łączą je, dzięki czemu uzyskujemy efekt idealnie świetlistego makijażu. Cera staje się doskonała - ma wyrównany koloryt i promienieje doskonałym blaskiem. 
Kosmetyk ma delikatny zapach fiołków, niezrównany i zachwycający."
Jest to nowsze opakowanie bardziej biżuteryjne w porównaniu do poprzedniego (zdjęcia za chwilę) kolor 02 Clair nadaje się do przypudrowania całej twarzy czego efekt w TYM makijażu. 



Kuleczki zawierają różne kolory, których zadaniem jest poprawić koloryt Naszej cery, zniwelować zasinienia, zaczerwienienie i zmęczenie. Utrwalają makijaż nie dając efektu matu a ponadto obłędnie pachną. Naprawdę polecam udać się do drogerii i ich powąchać chociaż. Meteoryty zostawiają twarz rozświetloną i są naprawdę dobrym wykończeniem makijażu pod warunkiem, że nie jesteśmy fankami absolutnego matu, wtedy nadają się jedynie pod oczy i w roli rozświetlacza, dość subtelnego. kuleczki mimo iż nie są moją własnością zdarza mi się podebrać :P nie codziennie ale od czasu do czasu.

Jeśli chodzi o poprzednie meteoryty jest to GUERLAIN METEORITES Ball Powder Beige Chic 03 to są te pierwsze meteoryty z którymi miałam styczność. Kupiłam je jako prezent dla mojej mamy ode mnie i od siostry, była i jest zachwycona tym prezentem a ja czasem coś skubnę ;) 

Poprzednie opakowanie byłe tekturowe 


A kolor to Beige Chic 03 jest to kolor cieplejszy bardziej złoty.



W moim przypadku nie ma mowy o przypudrowaniu całej twarzy ale jako rozświetlacz czemu nie. Również w porównaniu z 02 produkt posiada "grubszy" shimmer ale z tego co wiem bez względu na kolor w nowej wersji zostało to poprawione. Produkt pachnie obłędnie cały czas i jest bardzo wydajny co sprawia, że te prawie 300 zł po podzieleniu na te wszystkie miesiące użytkowania nie daje takiej dużej kwoty. Zdecydowanie w moje gusta bardziej trafia 02 ze względu na lepiej dobrany kolor.

Czy meteoryty są nam niezbędne do wykonania makijażu oczywiście nie ale czy są piękne i urocze oczywiście tak. A czasami kiedy codzienność za oknem jest taka przaśna, kiedy wkąłdamy na siebie ubrania z sieciówek lub 2nd handów, kiedy zdarza się, że oglądamy złotówkę z 3 stron zanim ją wydamy odrobina luksusu Nam się należy. 

Lubicie czasem poczuć odrobinę luksusu? Bo ja tak ;) 

niedziela, 19 lipca 2015

Inglot eyeliner w żelu 96

Nie jestem mistrzynią kreski a ostatnio nawet przestałam ją nosić ale dzisiaj produkt, który podbił moje serce. Mowa oczywiście o eyelinerze od Inglota w kolorze 96


 Produkt zamknięty w tradycyjnym słoiczku, ja ten egzemplarz mam dzięki wake up- make up! , która pisała o nim TUTAJ. Kiedy otworzymy słoiczek kolor wygląda "tak se" czyli ciemna czekolada.


Jednak nie dajmy oszukać się temu nie atrakcyjnemu wyglądowi, bo przy bliższym poznaniu produkt zyskuje wystarczy zmienić mu np. oświetlenie :P





Powiem, że kiedy zamaszystym krokiem wkroczyłam do Sephory po 24/7 Urbad Decay Glide-On Eye Pencil w kolorze BOURBON i "posmyrałam" się tą kredką po ręku stwierdziłam, że w życiu nie kupie gdyż Inglot jest bardzo podobny w moim odczuciu jeśli nie ładniejszy. 
Owszem jest to kolor czekolady z lekkim shimmerem dzięki czemu produkt zyskuje głębi. 
Na oku prezentuje się tak:




Jestem zachwycona kolorem i zapewne wybiorę się do Inglota po inne konturówki w żelu  (tak nazywa się ten produkt). 

Moja opinia:
+ Konsystencja, produkt jest jak masełko ładnie sunie po skórze, pięknie nabiera się na pędzel. Nie tworzy prześwitów co czasami się zdarza w pracy z eyelinerem.
+ Trwałość po prostu nie do zdarcia, nie rozmazuje się ani nie spływa. 
+ Wydajny wydaje mi się, że przy użytkowaniu takim ja ja to całe życie :P 
+ Cena 40 zł to przy tej trwałości i wydajności oraz jakości produktu naprawdę nie wiele. 

Wad brak

Jestem tak pozytywnie zaskoczona jak również zachęcona tym produktem, ze pewnie się skuszę na inne kolory. Ponieważ ostatnio mam jakąś fazę na złota i brązy zapewne one wylądują w moim koszyczku. 

sobota, 18 lipca 2015

Władca Rozświetlenia cz. 2 Dwie Boginie


Dziś kolejny post o czymś co lubię najbardziej (no może nie najbardziej, ale bardzo) czyli o rozświetlaniu. W poprzednim poście <KLIK> skupiłam się na porównywaniu produktów które wymieniane są jako zamiennik dla Mary-Lou Manizer. Dzisiaj zaś pomówimy o innej sławnej serii czyli o serduszkach od I heart makeup czyli Make up Revolution


Porównamy dwie Boginie czyli Miłość i Nadzieję.

Z lewej Goddess of Love, zaś z prawej Goddess of Love GODDESS OF FAITH
Oba wyglądają cudownie w tym serduszkowym opakowaniu "inspirowanym" mocno na Too Faced i w przeciwieństwie od TF są dostępne w Polsce i z 10 razy tańsze gdyż ok 25 zł za sztukę nie 250 zł :P

W ostrym słońcu jakie ostatnio serwuje Nam w końcu nasz lato nie widać różnicy w opakowaniu.
jak mówi producent jest to "Wypiekany rozświetlacz w kształcie serca. Przeznaczony jest do podkreślania kości policzkowych, szyi oraz dekoltu. Metaliczno-perłowa struktura zawiera miliony drobin, które wzmacniają blask skóry oraz sprawiają, że twarz wygląda promiennie. Kosmetyk, dzięki delikatnej konsystencji umożliwia bezproblemową aplikację i doskonałe wykończenie makijażu. Dzięki zastosowaniu technologi wypiekania, rozświetlacz jest bardzo wydajny." Ma dość twardą konsystencję o rozświetlaczy Goddess of Lve wspominałam przy okazji posta o makijażu świątecznym TUTAJ również ciekawe zestawienie tych dwóch produktów zestawionych w szerszym gronie można przeczytać TUTAJ 
Przejdźmy do wyglądu produktów na skórze.


1. I HEART MAKEUP Goddess of Love
2. I HEART MAKEUP Goddess of Love GODDESS OF FAITH własność wake up- make up!



Zdjęcie powyżej może i jest nie ostre ale uchwyciło shimmer znajdujący się w produkcie w obydwu przypadkach jest migoczący na wiele kolorów m.in różowy, fioletowy, niebieski a jak powiększę zdjęcie to widzę żółty i zielony o.O


Zdjęcie w cieniu:

Od razu widać, że Goddess of Love jest bardziej zimna i różowawa zaś Faith jest brzoskwiniowa lekko pomarańczowa dla osób o ciemnej karnacji lub opalonych będzie stanowiła ładne podkreślenie koloru skóry.
Opakowanie, które jest przesłodkie jest jednocześnie zaletą jak i wadą. Jeśli ktoś jest nieuważny może tekturkę zniszczyć, może ona również uszkodzić się w czasie transportu.
Wydajność tego produktu wydaje mi się, że oscyluje gdzieś w okolicach nieskończoności. Kupiłam swoje serduszko na fali pozytywnych opinii, dziś kiedy znam Mary- Lou powiem, że te pozytywne opinie wydają mi się nie uzasadnione jest to jeden z najrzadziej używanych przeze mnie rozświetlaczy do tej pory.

piątek, 17 lipca 2015

Korektor MAC pro longwear concealer NW20


Sławetny już korektor, który ma swoich fanów i antyfanów, produkt legenda. Kupiłam go sobie z okazji dnia kobiet pokazywałam go TUTAJ kolor pomógł mi dobrać Pan ekspedient powiem, że sama wybrałabym jaśniejszy ale już nie dyskutuje. Salon MAC w Złotych "zabił" mnie miłością a ja jako dziecko nie przystosowane do tak miłej obsługi czułam się jak zaszczuty koteczek. 
Swój ulubiony korektor pokazywałam TUTAJ a jest nim korektor z NYX HD który również jest znany szerszej publiczności. 
Tak oto wygląda moje oko jedynie ubrane w krem:




Since może nie są jakieś ogromne niemniej jednak je posiadam a im bardziej człowiek zmęczony tym większe. Może komuś nie przeszkadzają (komu nie przeszkadzają sińce pod oczami ręka w górę?) mnie jednak denerwują lubię korektory rozświetlające i lekkie <KLIK> oczywiście zdarzają się i inne <KLIK>.
Korektor MAC do lekkich i rozświetlających w moim odczuciu nie należy a tak wygląda zaraz po nałożeniu Beauty Blenderem i przypudrowaniu:




Oraz po 9 godzinach wraz z makijażem oka o którym bliżej innym razem



Jakie są moje odczucia:

+ duży wybór kolorów
+ trwałość
+ krycie jak pisałam na FB do Berlina zapomniałam wziąć kosmetyczki a więc i podkładu pech chciał, że akurat wszelkie syfy świata zjawiły się na mej twarzy. Uzbrojona w ten korektor oraz puder od Rimmela (polecam na prawdę ekstra sprawa pisałam o tym <TUTAJ>) byłam w stanie zakryć wszystko. Powiem, że się zszokowałam.

Co mi się nie podoba:
- korektor ściemniał mi na kilku podkładach między innymi na Clarins Ever Matte co mnie zdenerwowało nie na żarty korektor za 77 zł podkład za jakieś 140 zł takie numery mi odwalać?!
- jest trochę ciężki na codzienne używanie w okolice oczu, mam wrażenie że bardzo obciąża skórę i ją przesusza :(
Pod koniec dnia wchodzi trochę w zmarszczki wiadomo.

Uważam, że jest to bardzo dobry korektor, trwały i pewny.

Znacie go? lubicie lub nie? Jaki byście mi poleciły?