niedziela, 30 marca 2014

Coś do poczytania

Książki czytam chociaż rzadko goszczą na moim blogu (wypowiadałam się o nich TUTAJ ) dziś zaś chciałam podzieli się moimi spostrzeżeniami na temat dwóch serii w których główną bohaterką jest kobieta a dzieją się one w Polskich miastach.
Pierwszą autorką jest Martyna Raduchowska.
 "Medium ma w życiu przerąbane. Medium, które nie chce być medium, ma przerąbane w dwójnasób. Medium bez powołania, za to z awersją do duchów, ma przerąbane wzdłuż, wszerz i naokoło.

Ida Brzezińska świetnie wie, czego chce: normalnego życia. I gdyby to od niej zależało, w jej rodzinie na pewno nie byłoby ojca maga, matki czarownicy, babki jasnowidzki ani ciotki medium. Ani bez mała dwudziestu pokoleń podobnych wariatów. Tymczasem jednak – o, zgrozo - są. A geny sumiennie robią swoje, obdarzając Idę równie nadprzyrodzonym co niepożądanym szóstym zmysłem. Do tego jeszcze wredny, podły Pech o sadystycznych skłonnościach z upodobaniem krzyżuje jej plany, wpycha w szpony apodyktycznej ciotki, nęka stałą obecnością umarłych i wplątuje w aferę, od której na kilometry czuć pieprzem i imbirem – zapachem czarnej magii.

Postawmy sprawę jasno - Ida nie ma Pecha.
To Pech ma Idę." Przyznam się, że na książkę natchnęłam się przypadkiem kiedy poszukiwałam czegoś do poczytania aby zabić nieprzyjemny posmak po innej lekturze o której napiszę za chwilę. Co do samej lektury Ida pragnie normalnego życia chociaż urodziła się w rodzinie sławnych polskich czarodziejów jeśli komuś przyszedł na myśl Harry Potter może spać spokojnie Ida nie ma nic wspólnego z tym bohaterem. Pragnie normalnego życia i ukończenia studiów w tym celu udaje się do Wrocławia niestety jej życie komplikują tytułowe "umarlaki" które jak nic rozpraszają ją w nauce. Książka wciąga od pierwszych kart, uraczając nas humorem, sarkazmem i szczyptą ironii. Główna bohaterka z lubością wplątuje się w niezłe bagno, które wciąga ją wraz z czytelnikiem w świat czarnej magii, demonów i innych nietypowych zjawisk. Czytelnik razem z główną bohaterka dowiaduje się i uczy, również obserwuje jak z dziewczyny negującej swoje umiejętności staje się całkiem sprawnym medium. Książka jest bardzo dobrym debiutem pisarki mogę polecić każdemu kto lubi fantastykę dziejącą się w rzeczywistym czasie. Co prawda odniesień do poszczególnych miejsc dla kogoś kto zna miasto jest niewiele ale i tak miło czytać o medium uganiającym się za zmarłymi na naszych polskich ulicach.
 "Jak pech to pech, w takich stanach nawet niebyt wyciąga ramiona.

Ida jest szamanką od umarlaków, a więc kimś pomiędzy medium a banshee. Nie ma wpływu na to, czyj zgon przepowie, ale z chwilą, w której doznaje wizji, staje się odpowiedzialna za duszę przyszłego zmarłego. Ma obowiązek ją chronić i zadbać, by bezpiecznie trafiła w zaświaty.

W ciągu ostatniego roku nad wyraz często przekonywała się, jak kłopotliwe jest posiadanie szóstego zmysłu.

Teraz pora zmierzyć się z Kusicielem, znanym jako Demon Luster." Czyli kontynuacja "Szamanki od umarlaków" po tę książkę sięgnęłam z rozmysłem zachęcona pierwszą częścią. Ida jako osoba dość sceptycznie nastawiona do swego daru bardzo chętnie i z lubością pakuje się w tarapaty grożące nie tyle śmiercią co unicestwieniem. jest to kontynuacja pierwszej części i bardzo mocno z nią powiązana gdyż wszystkie problemy wynikają z powodu "jednookiego kanibala" oraz kucharzącej malarki jego zony, której to Ida składa przysięgę nie wiedząc, że pakuje się właśnie niczym Alicja w przygody po drugiej stronie lustra. Mimo, że książka jest dobra nie mam cierpliwości do oczywistych romansów, tradycyjnych uszczypliwości z cyklu "kto się czubi", wątek romantyczno-komediowy jedynie mnie irytuje. Bohater ratujący dziewczynę z opresji jest tyleż samo sympatyczny co płaski a ich standardowy "taniec miłosny" jest tyleż oryginalny co interesujące okoliczności. Moim zdaniem przez właśnie ten wątek książka straciła wiele tego co mogłoby być, gdyż sam wątek z Demonem luster jest bardzo wciągający, dowiadujemy się razem z Idą o jego przeszłości gdyż to może uchronić ją przed niebytem. Natomiast Ida w roli egoistycznej, jędzowatej bestii kłócącej się z Rudą wiedźmą o losy głównego wybawcy jest w najlepszym razie nie przekonująca. Moim zdaniem na tym wątku traci interesująca fabuła książki. niemniej jednak jeśli ktoś chce się dowiedzieć kim jest Demon luster i jak się nim stał oraz czy przez Kwiatkowskiego Idę czeka zagłada niech łapie książkę i jakoś przebrnie przez ten irytująco miłosny wątek.

Kolejną książkę poleciła mi koleżanka:
autorką jest Aneta Jadowska 
 W skład powieści opowiadających nam historię Dory Wilk wchodzą " Złodziej dusz", "Bogowie muszą być szaleni", "Zwycięzca bierze wszystko" oraz "Wszystko zostaje w rodzinie" niestety do dwóch ostatnich nie dotrwałam pierwszą część przeczytałam z nadzieją, że może coś się rozkręci drugą z wątpliwej nadziej na resztę machnęłam ręką. Główna bohaterka jest twardą babką, rokową i z pazurem jako policjantka nie boi się niczego oprócz tego jest wiedźmą z mocą Pani Północy oraz Magii płodności. Niestety z biegiem fabuły dość szybko dowiadujemy się, że jest twarda niczym masło w ciepły letni poranek a do swego bezpieczeństwa potrzebuje mężczyzny a żeby nasz schematyzm był jeszcze większy musi być diabelski brunet i anielski blondyn. Książka jest sterotypowa  może od jakiejś 10 strony pierwszej części a dalej jest już tylko z górki. Bohaterowie zawsze muszą ratować "twardą babkę" gdyż sama nie byłaby w stanie wyjść z opresji również na wszelki wypadek musi być i brunet i blondyn o  charakterach pasujących do koloru włosów. Oczywiście obaj kochają ją na zabój, obaj są przystojni. Za plus tej serii traktuję fakt, że akcja dzieje się w Polskim mieście Toruniu oraz w innych miastach gdzie świat magiczny przeplata się z normalnym, niestety ja po żadną książkę z tej serii już nie sięgnę szkoda moich nerwów. 


czwartek, 27 marca 2014

D.I.Y. Podkład mineralny cz.I

 Ponieważ post byłby zbyt opasły zdecydowałam się pociąć go na części. tym razem zapraszam do tego co jest nam potrzebne żeby ukręcić własny podkład.

Jakiś czas temu zakochałam się w kosmetykach mineralnych, wszystko zaczęło się niewinnie od kupienia próbek podkładów z Everyday Minerals a w końcu i pełnowymiarowego opakowania ( KLIK ) potem przyszła pora na cienie te z EM (KLIK ), z kolorówki (KLIK , KLIK ), na róże do policzków ( KLIK , KLIK ). Podkłady z Lily Lolo mnie kusiły, ale przeczytałam w tak zwanych internetach, że mogę mieć tańszym kosztem lepszy, bo bardziej pielęgnujący podkład. Ja zakupiłam gotowy zestaw w sklepie kolorówka z którym nie mam nic wspólnego oprócz tego, że tam kupuję ;)


Myślałam, że nie dam rady sama ukręcić żadnego podkładu, że to mnie przerośnie. Z moimi zdolnościami manualnymi a raczej ich brakiem oraz z moim pechem myślałam, że właśnie wyrzucam pieniądze w przysłowiowe błoto, ale wiadomo kto nie ryzykuje..
Zestaw możemy kupić gotowy lub kupić półprodukty z których będziemy go ucierać, ja na pierwszy raz kupiłam gotowy zestaw :) żeby mniej więcej wiedzieć co i w jakiej ilości będzie mi potrzebne.
W skład zestawu wchodzi:
SericiteMica&Mirystynian Magnezu
jest to mika wzbogacona mirystynianem magnezu jest to substancja zwiększająca przyczepność minerałów do skóry. Jest to substancja organiczna pochodna kwasu tłuszczowego. Może być stosowana też w cieniach, różach, bronzerach, pudrach itd
Dwutlenek tytanu: 
zwiększa krycie podkładu, dzięki czemu możemy stopniować jego krycie przez dodanie większej lub mniejszej ilości, ma przy tym właściwości rozjaśniające więc jeśli coś wyjdzie za ciemne zawsze można się ratować. Oprócz tego jest też naturalnym filtrem UV oprócz tego również polepsza przyczepność pigmentów do skóry.
Tlenek cynku: 
zwiększa krycie i przyczepność oprócz tego przyspiesza gojenie się ranek i pełni funkcję antybakteryjną. Znamy go z zasypek dla dzieci :) oraz z "maści cynkowej" i innych preparatów.
Silk mica: 
jest to wypełniacz nadający delikatny połysk, jest to biały proszek nic z rodzaju brokaciku, a połysk można określić zdrowym połykiem naturalnym skóry. Wszak żadna skóra nie jest matowa.
Stearynian magnezu:
kolejny zwiększający przyczepność biały proszek, poprawia on również "poślizg" kosmetyku na skórze dzięki czemu poprawia aplikacje.
Alantoina:
ma właściwości pielęgnacyjne, pomaga w odnowie uszkodzonego naskórka ma również właściwości przyspieszające gojenie. Oprócz tego nawilża, wygładza i redukuje zaczerwienienie skóry.
Pigment w moim przypadku tlenek pastelowy
jest to brązowy proszek dla odmiany w dość ciemnym w kolorze :) ale nie wsypujemy całego opakowania do naszego podkładu. Jedynie odrobinę zawsze lepiej dodać niż odjąć. Pigment jest matowy.
Zestaw pigmentów: zieleń chromowa, czerwień żelazowa, błękit ultramarynowy
możemy ich użyć lub nie. Ja jedynie użyłam błękitu ultramarynowego aby lekko ochłodzić mój podkład. Jeśli chcemy przesunąć naszą kolorystykę podkładu w kierunku oliwkowego użyjemy zieleni chromowej, jeśli chcemy ocieplić pomoże nam czerwień żelazowa, zaś żółcień żelazowa przesunie nam tonację w kierunku bardziej żółtym. oczywiście te pigmenty dodajemy w minimalnej ilości i musimy bardzo dobrze je rozetrzeć w moździerzu.
Ronasphere
w jego skład wchodzi krzemionka pokryta dwutlenkiem tytanu i tlenkami żelaza. Silnie rozprasza światło dzięki czemu niedoskonałości są ukryte trochę taki efekt HD lub photoready. Ma właściwości matujące absorbując sebum, można dodać go do dowolnego pudru sypkiego aby matowił on skórę bardziej.
Puder perłowy
ma właściwości matujące, antyseptyczne i przeciwzapalne przez co polecany jest do problematycznych cer. Ma działanie przeciwzmarszczkowe, ujędrnia i uelastycznia cerę. Jest szeroko stosowany w kosmetykach azjatyckich (np. w moim BB KLIK ), ponieważ zawiera mieszaninę aminokwasów, proteinę konchiolinę która jest zbliżona do ludzkiej keratyny wpływając na elastyczność skóry. Oprócz tego rozprasza światło pozwalając ukryć niedoskonałości. między innymi o pudrze perłowym służącym mi do wykańczania makijażu pisałam TUTAJ .

Jak widać skład jest bardzo bogaty nie mówiąc o tym , że same możemy go modyfikować według własnych potrzeb.
Samo wykonanie podkładu okazało się banalnie proste wystarczy posiadać moździerz, małą łyżeczką ta od herbaty może być zbyt duża i odrobinę cierpliwości dodając wszystkiego po trochu zgodnie z instrukcją w którą wyposażyła nas kolorówka. Co do samego procesu i efektu zapraszam do czytania kolejnego posta.

niedziela, 23 marca 2014

Essie resort collection. "Morza szum, ptaków śpiew a tam pośród drzew rozciąga się turystyczna infrastruktura"

Zdjęcie wykonane przeze mnie w Port Dickson w Malezji

Cytat pochodzi z pierwszej części kreskówki "Madagaskar".

Po okresie zimowym wszystko co kojarzy mi się z latem, słońcem i błogim lenistwem jest przeze mnie wyczekiwane. Z chęcią odpoczęłabym w hamaku pod palmą z drinkiem z parasolką w ręku :D
Dlatego też kiedy zobaczyłam tą kolekcie Essie moje serce zabiło szybciej. Było tam wszystko czego oczekiwałabym po letnim zestawie lakierów koral, błękit, kolor mieniącego się w słońcu piasku i ciemna granato- śliwka (?) aby przełamać rutynę. Ponieważ nie wiedziałam, który kolor chcę z chęcią sięgnęłam po kostkę miniaturek.



(Uwaga zdjęcie przedstawia kolory wyżej przedstawionych lakierów na moich paznokciach, obecne będą suche i zalane skórki, żeby nie było, że nie ostrzegałam lub ktoś nie myślał, że nie wiem o nich :P )




Resort Fling 
Jest to ciepły koral, jak dla mnie zdecydowanie słoneczny i wiosenno- letni. Lekki i przyjemny. Nakłada się bardzo dobrze, trwałość również ma całkiem niezłą (nosiłam go około 4 dni). Ma piękny połysk i lekko żelkowe wykończenie według mnie. Na zdjęciu widać, że uszkodziłam sobie lakier kiedy był jeszcze wilgotny, ale jakoś przeżyłam z tym.

Under the twilight
Nie wiem czy to ta nazwa czy co? (nie jestem fanką zmierzchu) kolor mimo, że w założeniu miał być fajny okazał się taki sobie. Połysk ma, żelkowe wykończenie również, kolor nie najgorszy ale jakoś tak nie powalił mnie. Ni to granat, ni ciemny niebieski ni fiolet w zasadzie też nie śliwka chodź do tego ostatniego byłabym skłonna się skłonić. Co do jego trwałości wytrzymał całe 48 godzin po czym odprysł.

Find me an oasis
Jest to baby blue. Uroczy pastelowy kolor w sam raz na wiosnę. Niby letni i wiosenny ale solo na moich paznokciach średni mi się podoba. Edit: Zapomniałam dodać, że trwałość tego lakieru jest zaskakująca w negatywnym tego słowa znaczeniu wytrzymał on 24 h w zasadzie od godziny 14:00 jednego dna do godziny 10:00 dnia następnego więc nawet krócej. 

Cocktails&Coconuts
Po zdjęciach w necie myślałam,że to będzie mój kolor. Kiedy zobaczyłam buteleczkę i ujrzałam w niej mieniący się shimmer byłam absolutnie pewna, ze to mój kolor (opisany jest jako "elegancki piasek z subtelnym srebrnym połyskiem" co mnie zdziwiło, bo po zdjęciach nie wyglądał na lakier teksturowy, który zwykłam nazywać "piaskiem") .Kiedy pomalowałam nim paznokcie byłam absolutnie przekonana, że to nie mój kolor. Mimo, że w słońcu (zdjęcie zrobiłam w słońcu) lakier prezentuje się nieźle, w sztucznym świetle bądź przy braku ostrego naturalnego światła lakier jest dość siny, shimmer niewidoczny a jego trwałość woła o pomstę do nieba całe 24 godzin no szał po lakierze za 35,90 zł za opakowanie 13,5 ml oczekiwałabym czegoś więcej, biorąc pod uwagę inne lakiery tej firmy, które trzymają cię nawet do tygodnia.

Podsumowując jedynym lakierem, który byłabym skłonna kupić w pełnowymiarowym opakowaniu jest Resort Fling czy to zrobię? Nie, ponieważ mam mnóstwo lakierów a ciągle nowe wpadają mi w oko. Niewątpliwym plusem tej kostki jest mała pojemność zapewne zużyje i nie będę musiała pluć sobie w brodę. Wydaje mi się, że wszystkie lakiery nałożone w jednej manii razem komponowały by się lepiej niż każdy z osobna, zamierzam sprawdzić.

sobota, 22 marca 2014

Wiosenno-letni must have czyli kolorowy tusz Essence Colour flash. Miss Marry Berry

O swojej miłości do kolorowych rzęs pisałam :

Znalezienie dobrej a taniej kolorowej maskary jest wyzwaniem, nie mówić już o ubóstwie kolorów jakie możemy spotkać. Dlatego też kiedy w Naturze w moje oczy wpadły kolorowe maskary wzięłam jedną na wypróbowanie po czym poszłam po kolejne.

Essence Colour Flash
Tusz dostępny jest w pięciu odcieniach za cenę 19,99zł. 
01 miss early-greenbirdy
02 miss sue blue
03 miss marry berry
04 miss louise torquise
05 miss lila deleila
Jak widać wybór kolorów jest spory zieleń, błękit, turkus, róż i lila. Jak za taką cenę wybór naprawdę spory.

 Tak więc dzięki memu zamiłowaniu do kolorowych rzęs stałam się posiadaczką koloru 03miss marry berry przyznam, że wybór różowego tuszu był dokonany świadomie i z premedytacją. kiedyś miałam różowy tusz z Avonu a ,że kolor jest dość oryginalny jak na tusz spotkanie różowego tuszu jest bardzo trudne.


W różowym opakowaniu znajduje się tusz o podobnym kolorze. Szczoteczka jest klasyczna powiedziałabym, że standardowa, spełnia swoją rolę czyli nakłada tusz na rzęsy, rozczesując je.



+Tusz ładnie pokrywa rzęsy kolorem, który jest mocny i trwały
+ Nie odbija się, nie osypuje
+ Wytrzymał 8 godzin pracy i nie spłynął



Po tym efekcie pognałam do Natury i zakupiłam dwa kolejne :)  01 miss early-greenbirdy oraz 05  miss lila deleila, które ciągle czekają na "swój" dzień próby.

piątek, 21 marca 2014

Golden Rose Holiday 63 - czyli zachwyca czy też nie zachwyca?

Lakiery piaskowe lubię bardzo za efekt jaki dają na paznokciach, mało wysiłku a efekt murowany ;) piasków mam całkiem sporą kolekcję pisałam o nich:

Lakier pokazywałam w poście o dniu kobiet Klik.


Jest to uroczy dziewczęcy róż z mieniącym się na zielonkawo-fioletowo drobnym brokacikiem, który tak mnie zachwycił w buteleczce. Jeśli chodzi o efekt na paznokciach (mogę uprzedzić wiem, że mam zalane i wysuszone skórki co zrobić "life is brutal" :P )



Jak kolor lakieru określam jako słodki pudrowy róż, tak sam efekt na paznokciach mnie nie zachwycił wręcz jestem nim tak rozczarowana, że to pierwszy i ostatni raz kiedy mam go na paznokciach. Myślę, że lakier puszczę w świat lub znajdę jakiś inny sposób by zniknął z mojego koszyczka z lakierami. 
Co do trwałości nosiłam go chyba 4 dni po czym z radością zmyłam po zauważeniu pierwszego małego odprysku ;) Tak wię mimo zachwytu nad kolorem lakier mnie nie zachwycił. 

niedziela, 16 marca 2014

Biokon krem-żel pod oczy z enzymem pijawki lekarskiej


Kiedy tylko zobaczyłam ten krem byłam nim bardzo, ale to bardzo zainteresowana. Mimo, że nie mam 40 lat wiem, że lepiej zapobiegać niż leczyć a niestety moja wrażliwa, delikatna skóra pod oczami posiada już "kurze łapki" o.O i jeśli nie wezmę się za nią w wieku lat 40 mogę mieć łapeczki jak stara babcia. Trochę obawiałam się tego "enzymu pijawki lekarskiej" wszak heparyna uniemożliwia krzepnięcie krwi, dlatego też myślałam, ze może to być dobre panaceum na moje sińce pod oczami.

Co obiecuje nam producent: (strona producenta: http://biokon.com.ua/ jeśli ktoś zna rosyjski może tam znaleźć interesujące kosmetyki, jeśli nie zna pozostaje mu poszukać w Polsce gdzie te konkretne kosmetyki są dostępne w sklepach internetowych)

"Formuła żelu zawiera starannie dobrane aktywne składniki znane z działania:
* przeciwzmarszczkowego. Efekt liftingu
* rozjaśniania skóry w okół oczu
* działania przeciw powstawaniu sińców pod oczami.
Masażer 3D (z trzech kulek) zwiększa przepływ krwi i drenaż limfatyczny, posyłając tkankom skóry sygnał do poprawy metabolizmu co w rezultacie prowadzi do syntezy kolagenu i elastyny. Skóra wokół oczu podnosi się a cienie i obrzęki są zredukowane" (od dawna nie korzystałam z języka rosyjskiego więc jeśli tłumaczenie jest niedokładne najmocniej przepraszam niemniej, mniej więcej o to chodzi)

Krem ten jest reklamowany jako bez parabenów, bez pochodnych ropy naftowej, bez silikonów i alkoholu.

Kartonowe pudełeczko skrywa tubkę z 15 ml kremu. Tubka wyposażona jest w 3 kuleczki, które poruszając się niezależnie od siebie mają masować skórę wokół oczu.


Skład (w kółku enzym pijawki):


Niestety zdjęcie składu jest jakie jest, bo naklejone zostało tak, że załamuje się na końcu. Co do samego składu nie znam się to się nie wypowiem.

Co do działania:

Krem faktycznie jest lekki, kuleczki fajne, aplikacja jest dość przyjemna, w lato z chęcią wsadziłabym go do lodówki :P

+ przyjemna konsystencja
+ przyjemna aplikacja
+ zmniejsza obrzęki
+ skóra jest jakby bardziej elastyczna
+ nie jest wysuszona ani wrażliwsza
+ nie uczula

- nie zmniejszył moich sińców.

Bardzo podoba mi się poprawa elastyczności skóry oraz zmniejszenie obrzęków jednak nie zadziałało na moje sińce pod oczami ( na nie chyba nic nie zadziała). Jeśli chodzi o efekt liftingu moje kurze łapki nadal tam są, ale raz powstałej zmarszczki ciężko jest się pozbyć. Krem oceniam bardzo dobrze, skóra jest bardziej elastyczna, ujędrniona moje opuchnięcia pod oczami zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki a sama aplikacja jest bardzo przyjemna. Myślę, że skuszę się na kolejne opakowanie tego lub innego kremu z tej firmy.

sobota, 15 marca 2014

Pierre Rene, Volume rich mascara



"Pogrubiająca maskara do rzęs o lekkiej, kremowej formule. Doskonale pogrubia rzęsy już po pierwszym nałożeniu. Okrągła szczoteczka idealnie rozprowadza maskarę, nie powodując sklejania rzęs. Zawiera keratynę i panthenol. Idealna dla cienkich, osłabionych rzęs. Hypoalergiczna. Innowacyjna formuła zmywalna samą wodą."
Zmywalność wodą brzmi dość niebezpiecznie biorąc pod uwagę naszą polską pogodę. Czy tusz okazał się klapą czy alternatywą dla czarnych rzęs? O tym za chwilkę na razie przyjrzyjmy mu się bliżej.

Szczoteczka w tej maskarze prezentuje się tak:


Jest to tradycyjna szczoteczka nie żadna sylikonowa, ilość produktu który się na nią nabiera jest odpowiednia.
Formuła jest dość rzadka zaraz po otwarciu więc jak w przypadku większości tuszy musi swoje odleżeć by nabrać mocy (ważne, żeby nie za długo bo wtedy jest suszek).

Co do efektu prezentuje się on tak: (specjalnie nie wyczyściłam oka aby każdy mógł zobaczyć, że można się pobrudzić, oczywiście ja zawsze się pobrudzę każdą szczoteczką).



Wybrałam kolor brązowy, bo tego akurat brakowało mi w kosmetyczce :)
Ta maskara nie jest mi całkiem obca a wybór nie był przypadkowy i sugerowany jedynie przystępną ceną otóż  kiedyś  za siedmioma górami za siedmioma lasami w krainie gdzie śledzie biegają w nie dość dawnej przeszłości czyli liceum miałam taką maskarę czarną (lub brązową) i byłam z niej zadowolona dlatego stwierdziłam, że sięgnę po nią ponownie.

Tusz oceniam jako przyzwoity mimo, że reklamowany jako zmywalny wodą nie spłynął mi jeszcze, rzęsy są dość naturalne o teatralnym, dramatycznym efekcie możemy pomarzyć lub chwycić za photoshopa :P
Rzęsy są podniesione, lekko pogrubione a wszelkie upaćkania owym tuszem łatwo usunąć.
Podsumowując:
+ cena :) (około 13 zł)
+ łatwa aplikacja i wygodna szczoteczka
+ rzęsy pogrubione lekko podniesione
+ trwałość
+ gama kolorystyczna (czarny, brązowy i odcienie niebieskiego tyle ja widziałam w drogerii, w internetach znalazłam, że to aż 6 odcieni. Odcień niebieski można zobaczyć: TUTAJ ).
+ łatwość w zmywaniu
+ nie podrażnia
+ nie uczula
+ nie osypuje się
+ nie robi ksera
+ nie ściera się


- opakowanie takie sobie, ale czego chcieć od tuszu za 13 zł

Ogólnie tusz oceniam na piątkę zapewne będę po niego sięgała zaś w okresie letnim zaopatrzę się w jego kolorowe wersje.
Kiedy mam ochotę na bardzo naturalny make up, lub wiosenny dziewczęcy wygląd tusz który wygląda naturalnie jest idealny zaś na wieczór wybrałabym co innego.
Tusz jest warty uwagi ze względu na przełożenie ceny do jakości. Jest to dobra brązowa maskara w przyzwoitej cenie.

wtorek, 11 marca 2014

Co nowego? Kolejne zakupy :)


A w śród kolejnych zakupów znalazły się:


1. Mini kostka lakierów Essie z kolekcji Resort 2014. W skład zestawu wchodzą 3 mini lakiery :


  • Resort Fling
  • Under The Twilight
  • Find Me An Oasis
  • Cocktails&Coconuts


2. Nature Republic Botanical Pore BB
w kolorze #21


Krem zawiera ekstrakt z pistacji, witaminy i minerały które mają zwęzić pory (zobaczymy), naturalny żółty ton zaś ma się wtapiać z zaczerwienieniami, zawiera filtr SPF 50+ PA +++



3. Inglot O2M Breathable Nail Enamel czyli oddychający lakier do paznokci w kolorze 674
Ma on wykorzystywać polimer, który pierwotnie został stworzony z myślą o soczewkach, ma więc mieć większą przepuszczalność dla powietrza i pary wodnej niż zwykły lakier.

4. Oriflame pure nature Purifying corrective stick pamiętam, że dość dawno temu miałam ten korektor i byłam z niego zadowolona mam nadzieje, że tym razem będzie podobnie chociaż najbardziej bym chciała żeby nie był potrzebny czyli żebym nie miała nic do zakrycia :D

Wiosna to czas porządków, wietrzenia w szafie a tym samym i zakupów. W dość krótkim czasie mój kosmetyczny arsenał uległ wzmocnieniu :) Nie wiem czy kiedykolwiek będę miała czas go zużyć.

sobota, 8 marca 2014

Dzień Kobiet- zakupy, prezenty


Dziś 8 marca czyli Dzień Kobiet a co ja jako nie ukrywając kobieta lubię najbardziej? Błyskotki? Tak to też ale nie tym razem tym razem kosmetyki :)
Wśród zakupów znalazły się:
  • krem Skinfood Facial Water Vita-C: "Krem do twarzy Skin Food z kompleksem Vita C to kosmetyk przeznaczony do dogłębnego nawilżenia suchej, odwodnionej skóry twarzy. Głównymi składnikami kremu są kompleks Vita C wzbogacony witaminą C pochodzącą z ekstraktów owoców takich jak malina, jagoda Acai, żurawina i truskawka oraz krystalicznie czysta woda z lodowców Alaski, o lekko zasadowym pH, bogata w tlen, minerały oraz jony. Krem zapewnia dogłębne nawilżenie, nie obciążając i nie natłuszczając skóry. Dzięki bogatym w witaminę C owocowym ekstraktom doskonale chroni skórę przed działanie wolnych rodników." Gramatura 75g
  • krem wodny (serum) It'skin Syn-Ake "Skoncentrowany krem wodny (serum) do twarzy zawierający syntetyczny neuropeptyd, który naśladuje działanie toksyny (Waglerin-1) znajdującej się w jadzie żmii (Temple Viper). Skutecznie wygładza skórę i zapobiega powstawaniu zmarszczek mimicznych poprzez rozluźnianie i łagodzenie skurczy nerwowo-mięśniowych. Dodatkowo serum ma działanie antyoksydacyjne, dzięki czemu wielowymiarowo walczy z widocznymi oznakami procesu starzenia skóry. Serum działa długotrwale, w pełni odwracalnie i bezpiecznie." Kupiłam próbki (więcej niż na zdjęciu:) )
  • Essence glow tinted lip balm w kolorze 03 Brighten Up! "Go glow! Miękka konsystencja balsamu rozpieści Twoje usta i da im odrobinę koloru. Połyskujący róż, czerwień i koral sprawią, że usta nabiorą intensywniejszej barwy i będą wyglądać świeżo i promiennie. Aby pogłębić kolor pomaluj je kilkakrotnie. Dostępny w trzech odcieniach"
  • Catrice Crushed Crystals w odcieniu 06 Call Me Princess (nazwa idealna dla mnie:D ) "Ostatnia innowacja w eksluzywnym designe: lakiery z teksturą 2D- wykończenie manicure z efektem ziarenek piasku. Lśniące odcienie przenoszą nas do kolejnegp wymiaru z unikatowymi, mieniącymi się refleksami. Pokaż zaskakującu wielowymarowy manicure" Dostępny w 6 kolorach. 
  • Golden Rose Holiday w kolorze 63 ta linia to również lakiery teksturowe.
Czas na prezent 
dziękuje moje kochanej siostrze 
Mowa  kredce z najnowszej kolekcji ISaDory Ray of Ligh w kolorze 81 Pink Opal

<Źródło>


Informacje na temat tej kolekcji możemy znaleźć na stronie producenta o TUTAJ. Ja od siebie dodam, że kolekcja wpisuje się idealnie w wiosenną stylistykę.
Rozświetlająca konturówka do oczu:
"Drobne, wibrujące perełki pozwalają stworzyć spektakularnie lśniący i opalizujący makijaż oczu. Dzięki konturówce osiągamy zdumiewający efekt podkreślenia konturu oka. Możemy również użyć jej na pomalowaną ciemniej powiekę, tym samym uzyskamy efekt 3D. Nowość dostępna w trzech pastelowych odcieniach."
Już nie mogę się doczekać aż wypróbuje wszystko :D
 Last but not least:

Chciałam życzyć wszystkim kobietą w tym Dniu, aby każdy dzień był wyjątkowy i pełen uśmiechu.

środa, 5 marca 2014

Dziennie różowo sleekowo- Oh so special

Paletki Sleeka zakupiłam co tu dużo ukrywać jak większość rzeczy czyli pod wpływem impulsu. Jak na razie jestem z tego "impulsu" zadowolona w kropki, raz nam ze sobą po drodze raz nie za bardzo. Przy czym jak zawsze będę  to podkreślać przy rozczarowaniu Naked 2, Sleek jest nieziemski (pisałam o tym TUTAJ).
Wiosna czas różu i pasteli dlatego też sięgnęłam po Oh so special (pisałam o tej palecie między innymi: TUTAJ ).





makijaż to typowy różowo-matowy dzienniak.

niedziela, 2 marca 2014

DIY Serum nawilżające


Od pewnego czasu po tonizowaniu skóry hydrolatem używam pod krem nawilżający serum nawilżającego. Jego przygotowanie jest banalnie proste i wykonuje się je bezpośrednio przed aplikacją. 

Składa się z:
  •  kwasu hialuronowego wielkocząsteczkowego tworzy on na powierzchni skóry film, który powoduje silne podwyższenie wilgotności warstwy rogowej naskórka nadając tym samym jedwabistą gładkość (jak ktoś używa to wie o czym mówię). Ponadto zwiększa przenikanie substancji czynnych w głąb naskórka. 
  • Oleju z róży rdzawej posiada on dużą zawartość witaminy A, kwasów omega 6 i 3. Regeneruje tkanki na poziomie komórkowym przez co  polecany jest do skóry suchej zniszczonej, dojrzałej. Jest bardzo skuteczny w walce z suchą i odwodnioną skórą, działa na blizny i jego spłyca zmarszczki a to dzięki temu, że w jego składzie możemy znaleźć antyoksydanty.  Jego jedynym minusem jest zapach, który na szczęście nie utrzymuje się długo. 
Samo przygotowanie serum jest banalnie proste, na zagłębienie dłoni aplikuje trochę kwasu hialuronowego następnie dodaje do niego kroplę lub dwie ewentualnie trzy (zależy od nastroju) oleju z róży rdzawej i aplikuje to na lekko wilgotną twarz (twarz jest wilgotna od hydrolatu), lekko wklepując. Serum wchłania się bardzo szybko, następnie nakładam na twarz krem nawilżający i gotowe. Olej z róży rdzawej nie jest tłusty, nie pozostawia tłustego filmu na skórze, wchłania się błyskawicznie a dzięki użyciu kwasu hialuronowego łatwiej przenika w głąb komórek. Moja skóra jest nawilżona cały dzień, żadne niespodzianki mi nie wyskoczyły za to makijaż nie tylko łatwiej się aplikuje ale i lepiej wygląda. Jest to mój ulubiony obecnie zestaw.