niedziela, 30 listopada 2014

Metody aplikacji podkładu, które zmieniły moje życie

Tytuł lekko pompatyczny i z zadęciem jednak jeśli ktoś nakłada makijaż codziennie lub prawie codziennie chciałby aby aplikacja odbywała się bezproblemowo i sprawnie. Moje pierwsze próby z makijażem miały miejsce kiedy miałam jakieś 18 lat nie nazwę tego świadomym makijażem, jednak dzięki mojej mamie od początku miałam jako takie pojęcie o makijażu oraz jakieś dobre nawyki (dziękuje mamie również i za to :* )
Jeśli zaś chodzi o to co metodą prób i błędów nauczyłam się przez te parę lat kiedy bardziej świadomie używam kosmetyków kolorowych trzeba zacząć od:

Bazy pod makijaż
Na zdjęciu zapomniałam o zielonej bazie silikonowej od W7
Zadaniem bazy pod podkład jest przygotowanie naszej skóry na aplikację tegoż to, nakładamy go po kremie a przed fluidem. Każda baza ma wygładzić nam skórę i ułatwić rozprowadzanie podkładu. Ja w swojej kolekcji posiadam bazy kolorowe (zielone oraz fioletową) oraz typowe silikonowe.

  1. Avon Magix Face Perfector (Bezbarwny podkład) "Sekret nieskazitelnego wyglądu. Dzięki bezbarwnej formule pasuje do każdego typu cery, wyrównuje koloryt, posiada filtr SPF 20. Twarz staje się jedwabiście gładka, podkład wygładza zmarszczki. Sprawia, że pory są mniej widoczne, matuje cerę nawet na 10 godzin. Dzięki wyjątkowej technologi Optix, rozpraszającej światło cera jest świeża i rozświetlona.Można stosować jako samodzielny podkład lub jako bazę pod makijaż." Zawiera SPF 20 dlatego na zdjęciach może dawać efekt ducha, nie jest to moja ulubiona baza.
  2. Pupa Smoothing Foundation Primer "Baza pod podkład wypełnia zmarszczki oraz tuszuje niedoskonałości cery, dając natychmiastowy efekt wygładzenia. Zapewnia długotrwały efekt matujący i przedłuża trwałość podkładu. Nie tworzy przy tym efektu maski. Bazy dostępne są w trzech odcieniach:  bezbarwna baza do każdego rodzaju cery, zielona - koryguje popękane naczynka i zaczerwienienia skóry, lawendowa - przeznaczona do cery o żółtawym lub szarawym odcieniu". Baza stanowczo lepsza od poprzedniczki, lawednowy odcień zakupiła moja mama z myślą o swojej oliwkowej dojrzałej cerze, przyznam się, że od czasu do czasu (staram się rzadko) podbieram ją mamie gdyż ożywia również moja twarz zwłaszcza teraz w okresie jesienno-zimowej słoty.
  3. Catrice, Prime and Fine Smoothing Refiner (Wygładzająca baza pod makijaż) "Idealne przygotowanie skóry przed nałożeniem podkładu: wygładzająca baza. Beztłuszczowa, na bazie silikonu sprawia, że pory praktycznie znikają, a zmarszczki są wypełnione. Efekt - gładka cera." Ta baza to jakaś porażka w zasadzie zamierzałam ją wyrzucić jednak może zasługuje chociaż na krótką wzmiankę. Stylizowana jest na bazę z L'oreal jednak podrażnia skórę, nie ułatwia aplikacji i podkłąd gorzej podkreśla posy czy jakieś zmarszczki mimiczne niż bez żadnej bazy.
  4. Delia, Bio Base, Baza pod makijaż redukująca niedoskonałości i zaczerwienienia "Baza idealnie wygładza skórę, zmniejsza zaczerwienienia i niedoskonałości. Stanowi bardzo dobry podkład pod makijaż, przedłużający jego trwałość.Składniki aktywne: kofeina – redukuje zaczerwienienia i stymuluje mikrokrążenie skórne, Colour Balance – koryguje niedoskonałości i wyrównuje koloryt skóry,  Hydromanil – intensywnie nawilża,Velvet Skin – absorbuje nadmiar sebum." Jak dla mnie nie jest to baza silikonowa gdyż nie zostawia charakterystycznej "powłoczki" jak silikony niemniej jednak koryguje zaczerwienienia. Niestety nie jestem pewna czy to ona podrażniła moją skórę czy krem dlatego też muszę zacząć stosować ją regularnie żeby na własnej skórze sprawdzić.
  5. Etude House, Sweet Recipe Baby Choux Base "Wyrównuje koloryt cery oraz powierzchnię skóry dzięki czemu zwiększa przyczepność podkładu. Wydłuża żywot makijażu sprawiając, że skóra jest świeża i miękka przez cały dzień. Baza dostępna w trzech wersjach kolorystycznych: Mint Choux - aby zamaskować zaczerwienienia i niedoskonałości skórne, Berry Choux- aby wyrównać koloryt skóry, również maskuje, Peach Choux- aby rozjaśnić cerę.". O tej bazie pisałam TUTAJ mimo, że mnie nie urzekła moja mama ją sobie chwali.
  6. Dax Cosmetics, Cashmere Secret "Cashmere Secret to ekskluzywny kosmetyk inicjujący nową markę premium, a tym samym nową erę w historii firmy. Baza wygładzająca Cashmere Secret to kosmetyk dla kobiety wymagającej, aktywnej, ciekawej świata, interesującej się nowymi trendami i wszystkim, co nowe. Dla każdej kobiety, bez względu na wiek czy rodzaj cery, której zależy na atrakcyjności i perfekcyjnym wyglądzie.Baza wygładzająca Cashmere Secret to kosmetyk, dzięki któremu cera staje się idealnie gładka i kaszmirowo miękka w dotyku. Mikrosiateczka przestrzennych silikonów (3D Silicone Micro-Net) perfekcyjnie kryje niedoskonałości cery i delikatnie wyrównuje zmarszczki. Baza matuje cerę do 12h, nawet po wcześniejszym zastosowaniu bogatego kremu. Wiąże cząsteczki makijażu, dzięki czemu wydłuża jego trwałość i sprawia, że skóra łatwiej oddycha. Dzięki niej, makijaż rozprowadza się równomiernie i nie zbija się. Warto dodać, że baza przedłużająca trwałość makijażu to preparat często stosowany i rekomendowany przez wizażystów.Preparat jest przebadany dermatologicznie i został zarejestrowany w KSIoK. Skuteczność jego działania potwierdzona jest w badaniach aplikacyjnych i testach konsumenckich.Produkt nie był testowany na zwierzętach i nie zawiera składników pochodzących z tkanek zwierzęcych." Była to moja pierwsza baza w życiu, uważam, że mogłam trafić gorzej. Baza spełnia swoje zadania, jednak mam pewne obawy, że stosowana za często zapycha. Jek recenzję można przeczytać np.  TUTAJ

Kolejnym moim małym a jednocześnie wiekopomnym odkryciem była różna metoda aplikacji podkładu

Zasadniczo zaczynałam moją przygodę z makijażem nakładając podkład palcami co jeszcze czynię do dziś dnia, jednak odkrycie pędzli uważam za zasadniczą zmianę w moim życiu. Na początku kupiłam sobie pędzel języczkowy do nakładania podkładu jednak okazał się to wielki niewypał, który na długo zraził mnie do spróbowania tej metody. Jednak od tego mamy YT, że po naoglądaniu się różnych makijaży doszłam do wniosku, że spróbuję i tak posiadam:

  1. Pędzel Inglot skunks jestem z niego bardzo zadowolona szczególnie lubię go przy nakładaniu podkładów rozświetlających i o bardzo płynnych konsystencjach, metodą stempelkową umożliwia bardzo naturalne nałożenie fluidu
  2. Hakuro h51 tak jak poprzednik jest to bardzo dobry pędzel, którego używam przy bardziej zbitych podkładach
  3. Beauty Blender bardzo długo uważałam go zbyteczny gadżet nie warty swej ceny, aż przed zeszłymi świętami kupiłam go korzystając z jakiejś promocji i przepadłam. Podkład nim nałożony wygląda mega naturalnie w chwili obecnej nie wyobrażam sobie, że mogłabym go nie posiadać.
Nie wątpię, że za rok lub dwa moje podejście do niektórych kosmetyków lub metod aplikacji ulegnie zmianie tak to jest, że na szczęście zawsze odkrywamy coś nowego lub coś co wcześniej nam bardzo pasowało z biegiem czasu traci na aktualności.


piątek, 28 listopada 2014

Thierry Mugler Womanity

Ostatnio pisałam o innych perfumach (o moim ukochanym Angel) a ponieważ nie sposób wspomnieć u mnie o perfumach bez poruszenia tematu Womanity dziś ten już kultowy dla mnie zapach.


Mimo, że przełożenie zapachu za pomocą słów jest trudnym zadaniem, przedstawienie tego zapachu za pomocą słów jest "hardcorowe". Pamiętam jak dziś kiedy ten zapach wchodził na rynek i moja siostra posiadała jego gazetową próbkę którą przyniosła mi gdyż zapach jej się nie podobał, ja natomiast jak powąchałam to przepadłam. Pamiętam jak pobiegłam do komputera zobaczyć jego cenę i dostępność była to dopiero nowość na rynku więc rok 2010 a cena 255 zł za wodę toaletową o pojemności 50 ml.


Jest to zapach nietypowy a tworzą go następujące nuty zapachowe:
Nuty głowy: cytrusy, nuty zielone i sos chutney.
Nuty serca: czarna figa, kawior i woda morska.
Nuty bazy: wetyweria, kocanka, opoponaks i cedr virginia.

A wszystko to zamknięte w futurystycznej przepięknej butelce, która nie wiedzieć czemu kojarzy mi się ze statkiem i to kosmicznym, może przez to, że i sam zapach jest "kosmiczny"
Na pewno nie jest to zapach dla słodkich, frywolnych i niewinnych dziewcząt, jest to zapach "świadomy", odważny i wyrafinowany. W moim odczuciu wieczorowy i seksowny, jednak nie tak nachalnie i oklepanie jak mają w zwyczaju perfumy wieczorowe. Nie są to dla mnie perfumy na lato zbyt "ciężkie" i seksowne za mało kwiatowe i dziewczęce jak na zapach letni.

Sama osobiście nie wyczuwam w nim ani kawioru ani innej rybnej nuty, czuję cytrusy, wodę morską, cedr, sos chutney. Całość jest skomponowana niczym symfonia Beethovena, żadnych zbędnych dodatków sama kwintesencja świadomego, odważnego zapachu dla pewnej siebie kobiety.

"Womanity to niespotykane doznanie w historii zapachu; nieuchwytna więź pomiędzy kobietami. 
Womanity to śmiały, innowacyjny mix – po raz pierwszy, aromatyczna słodycz i słona nuta zostały jednocześnie włączone do zapachu. Figa i kawior: sedno zderzenia. 
Womanity to architektoniczna prostota szkła, delikatny różowy kolor, siła wygrawerowanego motywu. 
Womanity to odzwierciedlenie każdej z Nas. Jest delikatny i porywczy, zniewalający i niezdecydowany, umiarkowany i przesadny." Moim zdaniem zapach jest bardzo zdecydowany, a jak obserwuje po reakcji innych ludzi dość ciężki do zaakceptowania. Moja siostra mawia, że "ryje jej banie", zdecydowanie powiedziałabym, że zapach uderza jak obuch ludzi o innych gustach. Ja osobiście uwielbiam go i za nic na świecie bym nie zrezygnowała z jego używania jednak zdaje sobie sprawę, że może być męczący dla mojego otoczenia dlatego staram się do pracy nie używać.

Tak jak w przypadku Angel trwałość jest niesamowita, utrzymuje się przez wiele godzin nie tracąc na swojej intensywności. Również należy uważać z ilością "psiuknięć" by sobie i otoczeniu nie wyrządzić krzywdy gdyż jest esencjonalny.
Tak jak w przypadku zapachu Angel trzeba przyznać zapachom sygnowanym przez Thierrego Muglera, że nie da się ich nie zapamiętać, kto raz powącha zapamięta czy to pozytywnie (jak ja) czy negatywnie.

niedziela, 23 listopada 2014

Thierry Mugler Angel


Nie pisałam do tej pory o perfumach ponieważ mój zasób słownictwa nie jest w stanie oddać subtelności oraz wielowymiarowości moich ulubionych zapachów.
Przeglądając gazetę natchnęłam się na tę oto reklamę i przypomniało mi się jak długą historię w moim życiu mają perfumy sygnowane przez Thierrego Muglera. Perfumy miały swoją premierę w 1992 r jednak w moim życiu miały premierę kiedy będąc na studiach poszukiwałam drogich perfum na prezent dla mamy, wtedy mój wybór padł na Chloe jednak po zapoznaniu się z Angelem wiedziałam, że mamie się nie spodobają mi zaś jak najbardziej. Cena tych perfum jak dla mnie była problematyczna 315 zł za 25 ml (jest to buteleczka z możliwością uzupełniania, uzupełniająca buteleczka jest już w przystępniejszej cenie bo za 179 zł za 40 ml).


Na stronie Dauglasa możemy o nich przeczytać: "Połączenie niewinnego anioła i uwodzicielskiej divy. Taki właśnie jest ANGEL - fascynująca kompozycja perfum łączących w sobie przeciwieństwa i sprawiających, że każda z was poczuje się niezwykle kobieco. Nieoczekiwane, aczkolwiek wyważone połączenie paczuli i słodkich nut gourmand wywołuje dreszczyk, emanuje niezwykłością, nie sposób go zapomnieć, w nieokreślony sposób zmysłowe..."


Nuty zapachowe:
Nutami głowy są melon, kokos, mandarynka, liść czarnej porzeczki, jaśmin, bergamotka i wata cukrowa.
Nutami serca są miód, morela, jeżyna, śliwka, orchidea, brzoskwinia, jaśmin, konwalia, czerwone jagody i róża.
Nutami bazy są fasolka tonka, żywica bursztynowa, paczula, piżmo, wanilia, ciemna czekolada i karmel.
A wszystkie te nuty zamknięte w oryginalnym flakonie w kształcie gwiazdy z niebieskiego ręcznie szlifowanego szkła.


Pragnęłam je mieć od 8 lat i w końcu w roku 2014 mi się udało dzięki promocji w drogerii Hebe.
Zapach tych perfum odbieram jako niesamowitą eksplozję różnych nut, jest jednocześnie słodki przy czym nie ma w nim nic z "landryniastych" przymilnych nut zapachowych, jak i "z pazurem", jest odważny, dość ekstrawagancki i mega kobiecy. Ilekroć mam go na sobie w pracy słyszę komplementy (mam nadzieje, że szczere). Czuć go cały dzień, nie jest to w żaden sposób męczące gdyż jego zapach rozwija się wraz z czasem.
Jego trwałość określiłabym jako mega, nie należy do perfum które utrzymują się na skórze przez pierwsze 4 godziny przechodząc potem  na drugą stronę tęczowego mostu aby pozostało po nich smętne wspomnienie.

 Jest to też dla mnie osobliwy zapach, zawsze jak sprawdzam zapach w perfumerii uderza mnie najpierw woń spirytusu i muszę czekać sekundkę machając dłonią czy to papierkiem aby się ulotnił w przypadku tego zapachu nie ma to miejsca.
Ze względu na jego trwałość i intensywność wystarczy odrobina (dla mnie to szyja i nadgarstki) i już możemy uwodzić zapachem. Jeśli przesadzimy z ilością raczej wywołamy u współtowarzyszy mdłości.
W internecie można przeczytać, że zapach ten pachnie  "piwnicą, kryptą, piękną wampirzycą, cmentarzem". Nie mam pojęcia jak pachnie wampirzyca i cmentarz, zapach krypt lubię niemniej jednak nigdy nie zdarzyło mi się poczuć tych woni w nim. Dla mnie pachnie słonym karmelem, wanilią, oraz cytrusami.
Mimo ceny jest to tak przepiękny i długo utrzymujący się zapach, że zapewne jeśli go zużyje (a wtedy pojawi się u mnie ból serca) zakupie go raz jeszcze gdyż jest to zapach, którym mogłabym bez zmian pachnieć przez bardzo długi okres czasu.
Zdjęcia promujące ten zapach wyglądają tak przepięknie, że nie mogłam się oprzeć.


sobota, 22 listopada 2014

Clinique High Impact Curling Mascara


Już wcześniej przy okazji makijażu Jesienny makijaż minerałami wspomniałam o swojej tuszowej miłości. Z tym tuszem miałam już kiedyś przygodę jak jeszcze byłam na studiach i wtedy bardzo mi się podobał dlatego postanowiłam do niego wrócić.
"Trwały tusz do rzęs - utrzymuje się do 24 godzin. Mocno podkręca i pogrubia rzęsy. 
High Impact Curling Mascara marki Clinique to pierwszy tusz do rzęs, który wykorzystuje technologię termiczną. Niezwykle trwała i innowacyjna formuła gwarantuje 24 godzinny efekt bez rozmazywania i pozostawiania smug, a tusz można zawsze bez trudu zmyć ciepłą wodą. Lekka mieszanka polimerów i krzemionki daje gładką i cienką warstwę, która po wyschnięciu utrzymuje raz nadany kształt podkręconych rzęs bez ich obciążania. 
Przetestowana alergologicznie. W 100% bezzapachowa. Przebadana oftalmologicznie. Bezpieczna dla wrażliwych oczu i przy stosowaniu soczewek kontaktowych."
Kształt szczoteczki typowy dla tuszy podkręcających czyli wygięta w łuk o klasycznym nie silikonowym "włosiu".


Jeśli zaś chodzi o moje wrażenia, tusz podobał mi się tak bardzo, że za moją namową kupiła go wake up - make up.
A teraz efekty:




Zanim go kupiłam zauważyłam, że wszystkie moje tusze (czyli MF) powodują u mnie dyskomfort, oczy piekły były zaczerwienione miałam wrażenie piasku w oczach. Ponadto podczas zmywania makijażu rzęsy zaczęły mi wychodzić nie wiem częściej czy nie ale zauważyłam to. Od kąt używam Clinique nie zauważyłam wypadania rzęs, a same rzęsy wydają mi się mocniejsze.

+ pogrubia i podkręca rzęsy
+ nie uczula, nie podrażnia
+ trzyma się tak jak obiecuje producent 24h, nie zmyje go nic: deszcz, śnieg, łzy i płyn micelarny :P
+ po pomalowaniu nim rzęsy są elastyczne
+ łatwo się zmywa, ciepłą wodą dzięki czemu nie muszę "trzeć" sobie oka wacikiem ( nie robiłam tego zbyt mocno a jednak) a tym samym oszczędzam swojej skórze i rzęsom "stresu"
+ moje rzęsy sprawiają wrażenie mocniejszych

Co do minusów widzę dwa:
- lekko skleja rzęsy
- cena oraz dostępność, tusz kosztuje 114 zł

Mimo ceny tusz ten zyskał moją wielką sympatię, w obecnej chwili planuję wypróbować inny tusz z Clinique. Co do ceny wyszłam ostatnio z założenia, że lepiej mieć jedną rzecz a droższą (uzbierać sobie na nią) niż więcej a byle jakich. Próbując znaleźć odpowiedni tusz w śród tańszych marek marek (MF, Astor, Rimmel, Essence, L'oreal, Oriflame) trafiłam na wiele przeciętniaków lub po prostu bubli, po zsumowaniu cen tego wszystkiego zapewne tusz Clinique nie jest najdroższy ;)


piątek, 21 listopada 2014

Virtual Street Fashion vinylomania - 94 creamy natural + nowy nabytek krem do rąk ze śluzem ślimaka


Od bardzo bardzo dawna nie prezentowałam niczego na i do paznokci, poniekąd wynikało to ze stanu moich paznokci, które nadawały się do niczego (wynik manicure hybrydowego TUTAJ ) obiecałam wtedy, że przez okres 3 miesięcy nie umaluje paznokci i tak zapewne by się stało gdyby nie fakt, że już w miesiąc odżywka z Barbary Pro (pisałam o tym TUTAJ ) uratowała mi paznokcie i doprowadziła do stanu używalności mimo, że zakładałam iż będę używać jej przez okres 3 miesięcy. Ponieważ jestem niecierpliwa a lakierów mam bez liku i ciągle do rodziny dołączają nowe nie mogłam się powstrzymać od malowania.
Tym razem śliczny różowy nude kolor od virtual:
"Inspiracją najnowszej kolekcji lakierów marki Virtual jest odważna moda miejska.
Łączy w sobie pomysłowe, oryginalne stroje, ekstrawagancję oraz intensywne kolory.
Lakier Street Fashion jest doskonałym rozwiązaniem dla młodych kobiet, które tworzą własny niepowtarzalny styl i wyznaczają trendy.
Najnowsza kolekcja lakierów marki Virtual Street Fashion zawiera 60 najmodniejszych propozycji kolorystycznych. W kolekcji znajdują się wszelkie odcienie różu i fioletu. Od delikatnych, pastelowych poprzez intensywne, głębokie odcienie. Styliści marki Virtual proponują także wiecznie modną krwistą czerwień. Kobiety ceniące neutralne, naturalne kolory znajdą w kolekcji szeroką gamę kolorów typu nude, naturalne beże oraz delikatne perłowe odcienie różu. W palecie barw znalazły się również wciąż modne odcienie szarości.
Gwarancją wysokiej jakości i trwałości lakieru są polimery winylowe, które chronią paznokcie oraz zapewniają trwały efekt. Formuła lakieru jest elastyczna, dzięki czemu lakier nie odpryskuje oraz zachowuje maksymalny połysk" informacja ze strony producenta.
Lakier ma śliczny kolor w buteleczce taki baby róż no cudo, na paznokciach prezentuje się podobnie do tego jak w buteleczce.




Na zdjęciach można zauważyć, że na niektórych paznokciach lakier wygląda jakby popękał ale to nie to po prostu miałam przyjemność "pokiziać" ręcznik jak jeszcze miałam wilgotne paznokcie.

+Lakier ma kremową przyjemną konsystencję
+ Łatwo się aplikuje
+ Kryje przy 2 warstwach
+ Schnie jak to lakier napewno nie 60 sec
+ Ma piękny kolor
+ Ładny połysk
+ Cena ok 8 zł

Co do trwałości to nie wiem jeszcze gdyż nosze go 2 dzień co i tak czyni go lepszym od: lakierów essie z serii resort collection . 
Co do wymienionej w tytule nowości:


Jest nią mianowicie krem do rąk ze śluzem ślimaka. Ze "śliamczkiem" w kosmetykach znam się od dawna KLIK jednak w kremie do rąk jest to dla mnie nowość. Mam nadzieje, że krem okaże się dobry ale najpierw go przetestuje.

niedziela, 16 listopada 2014

Fratti Czarny Szampon Do Włosów Farbowanych i Suchych Na Bazie Szungitu

Jak już pisałam parokrotnie jesień na razie upływa mi pod znakiem szungitu czy to maski: KLIK czy też balsamu: KLIK. Do skompletowania szungitowej rodziny kupiłam też szampon, najpierw wypróbowawszy jego małą próbkę. Co o szamponie mówi producent:

"Specjalny czarny szampon wyprodukowany na bazie Karelskiego szungitu, stworzony dla włosów wymagających intensywnej terapii. Szampon łagodnie myje, intensywnie odżywia, przywraca i wzmacnia cienkie osłabione włosy, zapobiega wypadaniu włosów. 
Bardzo aktywny Karelski szungit poprawia krążenie krwi w skórze głowy, nasycenia go podstawowych pierwiastków śladowych, wzmacnia cebulki włosów. Jako naturalny przeciwutleniacz, chroni komórki przed szkodliwym działaniem wolnych rodników, co zapobiega niszczeniu struktury włosów i utracie koloru."

 Szampon zapakowany w plastikową butelkę o pojemności 300 ml. Butelka posiada dozownik, a jej "designe" nie porusza mi tzn. "ni grzeje ni ziębi" czyli jest mi obojętny.
Szampon pachnie dość przyjemnie, ma galaretowatą, kisielową konsystencję i czarny kolor. Pieni się dobrze, domywa włosy, które się łatwiej rozczesują, nie są "tępe" w dotyku nawet bez zastosowania odżywki.

+ włosy przyjemne w dotyku
+ szampon dobrze myje
+ ładnie się pieni
+ nie uczula
+ nie podrażnia
+ nadaje włosom połysk (jak wszystko z tej serii w moim przypadku)

Czy wzmacnia i ogranicza wypadanie nie wiem gdyż stosuje wiele innych produktów (maski, odżywki) i ciężko mi powiedzieć.
Co do minusów:
- dostępność czyli jedynie sklepy internetowe

Czy kupie go ponownie ciężko powiedzieć na razie próbuje szamponów Isany i zobaczymy czy się polubimy.

wtorek, 11 listopada 2014

Fratti szungit raz jeszcze czyli Balsam-Maska Do Włosów Z Przeciwutleniaczami


O włosy dbam bardziej "świadomie" od czasu kiedy wyłaziły garściami, wtedy to znalazłam również serię szungitową i tak mnie ona zaciekawiła, że nie byłabym sobą gdybym jej nie spróbowała. O masce pisałam TUTAJ maskę używam raz w tygodniu natomiast balsam o którym dzisiaj dwa do trzech razy w tygodniu i mam już go prawie na zużyciu.
Na początek tradycyjnie słówko od producenta:
"Balsam-maska ​​odżywia, regeneruje, sprawia że ​​włosy są lśniące i mocne na całej długości, zapobiega wypadaniu włosów oraz powstawaniu łupieżu.
Bardzo aktywny Karelski szungit poprawia krążenie krwi w skórze głowy, nasyca w podstawowe pierwiastki, wzmacnia cebulki włosów. Jako naturalny przeciwutleniacz, chroni komórki przed szkodliwym działaniem wolnych rodników, co zapobiega niszczeniu struktury włosów i utratę koloru."

Moje wrażenia:
Balsam trzymam przez oko 1 do 3 minut po myciu 2-3 razy w tygodniu, ma on dość rzadką konsystencję i szary kolor, zapach oceniam jako przyjemny natomiast rezultaty to coś o czym warto byłoby napisać "Boldem" i z użyciem "Caps Lock".

 +Włosy są miękkie i lśniące, po użyciu tego balsamu w słoneczny dzień usłyszałam pytanie czego używam bo pięknie błyszczą.
+ Łatwo się rozczesują.
+ Lepiej się układają.
+ Są nawilżone.
+ Nie obciążą, nie przetłuszcza.
+ Nie uczula ani nie podrażnia.

Co do minusów to nie zauważyłam.

Jak dla mnie odżywka idealna i zapewne wrócę po nią jeszcze. Może kiedy włosy będą dłuższe wtedy zapewne wykorzystam ten efekt tafli w 100% ;)

poniedziałek, 10 listopada 2014

Pielęgnacja na noc czyli oleje konopny, pistacjowy, jojoba, awokado, róża rdzawa

Kiedyś nie mieściło mi się w głowie jak można używać olei na noc zwłaszcza, że mam skórę skłonną do zapychania, bolących krost i innych ropnych gejzerów. Myśl, żeby ją potraktować czymś tłustym nie mieściła mi się w głowie. Po jakimś czasie zauważyłam, że moja skóra jest też przesuszona postanowiłam sięgnąć po zachwalany wszędzie olej kokosowy, u mnie się nie sprawdził w pielęgnacji twarzy ale zapoczątkował drogę innym olejom. 
W obecnej chwili stosuje mieszankę olei w dowolnych proporcjach tzw "na rękę na oko" , wylewałam oleje w zagłębienie dłoni po czym nanosiłam na twarz, teraz zaś mam je zmieszane w niewielkiej ilości w małej buteleczce.

W skład mojej mieszanki olejowej wchodzą:


olej konopny
Otrzymywany w wyniku tłoczenia Konopi siewnej. Ma zielony kolor z powodu zawartości chlorofilu i nie nadaje się do smażenie ;), jest to olej o bardzo dobrym stosunku niezbędnych nienasyconych kwasów tłuszczowych (NNKT), zawiera naturalne antyoksydanty, wzmacnia odporność skóry, uelastycznia ją, nadaje miękkość, sprężystość. Uważany jest za tzw "olej suchy" ponieważ szybko się wchłania. Polecany jest to cery tłustej ponieważ łagodzi stany zapalne. Swój kupiłam w sklepie z eko żywnością w butelce "spożywczej".
olej z róży rdzawej
 Pierwsze co mi się rzuciło to zapach, oczekiwałam czegoś jak woda różana a dostałam smród. Zdaje sobie sprawę, że zapach nie wpływa na właściwości tego oleju a są one dość imponujące. Olej ten ma dużą zawartość witaminy A, w postaci trans-retinolu i karotenów. Ma właściwości gojące naskórek, a tym samym kondycjonujące. Polecany jest szczególnie dla cery dojrzałej jako kuracja przeciwzmarszczkowa, jak również dla cery suchej, naczynkowej, z bliznami potrądzikowymi które ma redukować. Wspominałam o nim przy okazji mojego D.I.Y serum nawilżającego TUTAJ.
olej jojoba
Pisałam o nim przy okazji mojej pielęgnacji na noc TUTAJ  a rezultaty czyli poprawa mojego stanu skóry znajduje się w TYM poście (w zasadzie jest jeszcze lepiej więc powinnam uaktualnić ten stan ;) ). Co do samego oleju to był mój ulubieniec i jest nim nadal i myślę, że na długo pozostanie ze mną. Olej ten odżywia, zmiękcza, nawilża i natłuszcza skórę. Swoją budową chemiczną zbliżony jest do sebum dlatego też można stosować do każdego rodzaju cery (Cera sucha produkuje zbyt mało sebum. Olej z jojoby doskonale zastąpi te niedobory i zapobiegnie wysuszeniu skóry. Odżywi ją i nawilży. Zachowuje naturalny kwaśny odczyn skóry. Cera tłusta nadmiernie wydziela sebum i jest skłonna do wyprysków. Olej jojoba reguluje (hamuje) wydzielane sebum). Przyśpiesza regenerację komórek skóry łagodzi stany zapalne ponieważ ma właściwości bakteriostatyczne. 
olej awokado
Jest to bardzo bogatym i odżywczy olej, łatwo wchłaniany przez skórę, wnika w jej głębsze warstwy. Zwany olejem 7 witamin (A-B-D-E-H-K-PP), silnie nawilża, ożywia naskórek, wykazuje dużą zgodność z naturalnymi lipidami skóry, uzupełnia barierę lipidową. Przeznaczony dla skóry suchej, dojrzałej , starzejącej się i wrażliwej. Zawiera lecytynę, naturalną substancję pochłaniającą wilgoć, która sprawia, że skóra jest  nawilżona. 
olej pistacjowy
To kolejny olej, który kupiłam w butelce "spożywczej" ;) jeśli zaś chodzi o jego właściwości olej ten również ma czym się pochwalić stosuje się w celu ochrony skóry przed agresywnymi czynnikami środowiska (wiatr, słońce, mróz), zapobiega jej wysuszeniu, łuszczeniu i pękaniu. Jest wykorzystywany jako filtr przeciwsłoneczny w celu ochrony skóry przed szkodliwym działaniem promieniowania ultrafioletowego. Ponadto olej zawiera do 70% kwasów tłuszczowych i do 25% białka, zawierające niezbędne aminokwasy (leucyna, izoleucyna, walina, treonina, fenyloalanina, tryptofan),  celuloza, pektyny, karoten, witaminy (B1, E), makro-i śladowych minerałów (w tym potas, wapń, magnez, fosfor, żelazo, itp.). Ma właściwości przeciwutleniające, odżywcze, przeciwzapalne oraz zmiękczające, poprawia krążenie krwi, odżywia skórę, pomaga zredukować zmarszczki i tonizuje skórę zwiotczałą i zmęczoną, łagodzi stany zapalne i łuszczenie skóry suchej i wrażliwej. Ponadto obłędnie pachnie pistacjami. Można go stosować do sałatek i deserów oraz tak jak ja do twarzy.

niedziela, 9 listopada 2014

Fratti Intensywna Maska Do Włosów Keratyno-Szungitowa, podsumowanie akcji zapuszczaj wytrwale



Od pewnego czasu a mianowicie od czasu kiedy moje włosy zaczęły nadmiernie wypadać zwróciłam szczególną uwagę na produkty przeznaczone do pielęgnacji włosów. Dzięki temu natchnęłam się na serię szungitową. 
Może najpierw co to jest ten szungit? 
To rodzaj bezpostaciowego węgla kopalnego o najwyższej zawartości pierwiastka węgla (do 99% masy). Pośredni między antracytem a grafitem. 
Występuje w proterozoicznych osadach w okolicy miejscowości Szunga w północno-zachodniej Rosji wiadomo już skąd jego nazwa. Używany jest do filtrowania wody orz jak widać na załączonym wcześniej obrazku w przemyśle kosmetycznym. 
Jeśli chodzi zaś o samą maskę firmy Fratti na stronie sklepu lawendowa szafa skąd pochodzi opis można przeczytać"
"Intensywna Maska, dzięki unikalnej kombinacji naturalnych składników aktywnych przywraca włosom wytrzymałość, regeneruje zniszczone włosy, przywraca ochronną warstwę keratyny, zapobiega łamliwości i kruchości włosów, nadaje połysk, blask i przywraca naturalne piękno. 
Bardzo aktywny Karelski szungit poprawia krążenie krwi w skórze głowy, nasyca w podstawowe pierwiastki, wzmacnia cebulki włosów, ma działanie antyoksydacyjne. Keratyna wzmacnia włosy wzdłuż całej długości wyrównuje ich strukturę, włosy są bardziej gęste i zdrowe. Cenne masło shea i Monoi chroni włosy, zapobiega rozdwajaniu i przywraca blask. Pantenol (prowitamina B5) stabilizuje gospodarkę wodną, poprawia jakość włosów i sprawia, że ​​są puszyste. Białko pszenicy ma działanie ochronne i regenerujące."

 Maska ma konsystencję dość rzadkiego budyniu w kolorze jest lekko szarawa a jak wytężymy wzrok możemy dopatrzeć się jakiś małych drobinek szungitu. Zapach ma dość przyjemny ale nie jestem w stanie go opisać.


Jeśli zaś chodzi o działanie:
+ włosy są nawilżone
+ pięknie się błyszczą (niestety je podcięłam więc nie ma efektu tafli włosów, ale jeśli ktoś ma dłuższe to zapewne taki efekt się pojawi)
+ nie obciąża
+ nie podrażnia
+ nie powoduje szybszego przetłuszczania włosów

- dostępność/ sklepy internetowe

Z maski jestem zadowolona, włosy są miękkie, lśniące i odżywione, skóra głowy nie podrażniona czego chcieć więcej?
Teraz czas na podsumowanie październikowe akcji na blogu Eternity

W październiku musiałam podciąć włosy przez co moja długość uległa znaczącej zmianie i tak  *długość włosów mierzona od czubka głowy z 25 cm skróciłam na 21 cm. 
*długość mierzona od "początku" czyli od linii włosów z 39 cm skróciłam na 34 cm.
 Było to 22 października, zaś przy mierzeniu włosów dzisiaj t. j 9 listopada moja długość wynosi mierzona od czubka głowy 23 cm , zaś od linii włosów 35 nie wiem czy jest to błąd w "pomiarach" czy faktycznie włosy rosną mi "jak na drożdżach" mimo, że nowe opakowanie genialnej maski  Babuszki Agafii na porost włosów o której pisałam TUTAJ czeka, aż wykończę balsam- maskę firmy Fratti Włosów Z Przeciwutleniaczami również zawierającą szungit (recenzja wkrótce)
Jeśli mam podsumować moją pielęgnację będzie ona pod znakiem szungitu:
* szampon: Fratti Specjalny Czarny Szampon Do Włosów Farbowanych I Suchych Na Bazie Szungitu
* balsam do włosów we wtorek, czwartek: Fratti - Balsam Maska Do Włosów Z Przeciwutleniaczami - Wzmacniająca
* peeling skóry głowy w sobotę Natura Siberica Rokitnikowy scrub do skóry głowy
* Jedwabna odżywka do włosów z keratyną i elastyną z kolorówki w poniedziałek, środa, piątek

czwartek, 6 listopada 2014

Jesienny róż Inglot freedom system blush 127

Inglot Freedom system jest rozwiązaniem według mojej skromnej osoby genialnym, gdzie sami możemy komponować nasze paletki jak nam się żywnie podoba. Do tej pory używałam jedynie cieni, pigmentów, bronzera HD, pudru HD oraz pędzli Inglota jakość wszystkich tych produktów jest bardzo dobra za bardzo przyzwoitą cenę. Tym razem padło na róż w jesiennej tonacji.

Mam bardzo jasną cerę dlatego róż jest delikatną brudnoróżówą mgiełką.


Nie zawiera żadnych drobinek na dowód czego prezentuje zdjęcie porównujące go z bronzerem HD, który subtelne drobinki posiada mimo, że jest matowy ;)

na skórze prezentuje się:

Starałam się uchwycić jego delikatny i subtelny kolor.

Co do cech produktu:
+ kolor
+ łatwość aplikacji
+ pigmentacja
+ cena
+ może nie powinnam, ale dam plusa za system freedom ;)

Co do wad kosmetyk ma jedną taką samą jak inny róż który posiadam a o którym nie miałam okazji pisać jak również bronzer HD posiada tę samą wodę
- przy nakładaniu pędzlem strasznie się pyli co może wpływać na wydajność produktu.

Mimo tego minusu zapewne skusze się na jeszcze jakiś róż z tej firmy.